poniedziałek, 1 września 2014

Gokukoku no Brynhildr

Jest wiele animców, po których się chce krzyczeć z radości, smutku, rozwalić świat, posiąść super moce, czy móc przez chwilę wejść w skórę bohaterów. Tego typu anime prowokują mnie, by sięgnąć po mangę. Gorzej, gdy ciągle jest wydawana, a największa męczarnia dla czytelnika następuje wtedy, gdy nagle jest przerwa w uploadzie. Dlatego mimo rosnącej irytacji w oczekiwaniu, chciałbym wam przybliżyć Brynhildr In the Darkness (Gokukoku no Brynhildr).


Anime jest o czarownicach, kosmitach i supermocach, brzmi to może niedorzecznie z punktu  widzenia racjonalnie myślącego człowieka, jednak Lynn’owi Okamoto udało się stworzyć coś zgrabnego w mandze, a w anime jest lekki rozdźwięk. Początkowo wydarzenia się pokrywają, ale część rzeczy zostaje spłaszczona, zmieniona i pojawia się masa niedomówień, dziwnych splotów akcji. Nie da się ponad 90. rozdziałów zamknąć w 13. odcinkach. Mam nadzieję, że październikowy odcinek specjalny wniesie coś nowego, uzupełni braki w historii, dopowie pewne kwestie.


Przykro mi, że Kazumi została pokazana jako napalona dziewica. Oglądając serię czułem, jednak do niej sympatię i żal, iż jest ignorowana, biorąc jednak pod uwagę uczucie Ryouty do Kurohy nie mogło być inaczej. W mandze jej wybuchowy temperament świetnie się uzupełniał z dramatyzmem i rozpaczą.


Rozpacz (Despair) jest tu słowem kluczowym, by zrozumieć postawy bohaterów na obu nośnikach. Wszyscy chcą żyć, a czas czarownic jest dosyć ograniczony, tylko przy pomocy tabletek są w stanie przeżyć, maksymalny czas przetrwania bez medykamentów wynosi 48h, wtedy dziewczyna rozpuszcza się całkowicie i umiera. Ten karygodny proceder zaistniał przez szalone idee naukowca, oraz organizację, która chce stworzyć nowy ład na ziemi, rozbudzając Drasile, które znajdują się w czarownicach.




Anime mimo 2. bardzo klimatycznych openingów, nie podejmuje pewnych kwestii ze względu na wąski czas antenowy. Są ukazane momenty z mangi, jak np. wielki ożywiony kosmita prezentowany nowej pracownicy departamentu, ale też pewna mechanizacja życia i świata otaczającego. Zasługuje to na pochwałę, jak i dwoistość świata, na którą składa się to, co widzi każdy (kolorowy wycinek z życia), jak i zniszczone miejsca (monochromatyczne). Można to zinterpretować, jako świadomość bohaterek, iż są zaczątkiem zagłady, ale nie chcą ginąć, gdyż świadomie nie wybrały takiego losu. Drugi opening nie niesie, aż tylu przemyśleń, ale znikająca Kuroha, desperacja w pełni, destrukcja, nikczemność, tajemniczy Hexenjagd, zła siostra – Mako, Ichijitsu i mega post-hardcore’owa nuta pełna zwrotów akcji idealnie oddaje zagmatwaną fabułę, która nawet mimo uproszczenia i paru przejść nadal jest w miarę spójna.
Czarownice zostały siłą wepchnięte w koncepcję zniszczenia ludzkości. Osoby, które to zainicjowały, nie wahają się jednak niszczyć swoich narzędzi do osiągnięcia celu. Przydzielono im kategorie.
Przypomina mi to podział ludzi w obozach koncentracyjnych, gdyż nieważne, jak czarownice będą się starały i tak czeka je śmierć, w mniej lub bardziej wyrafinowany sposób. Najgorsze jest jednak to, że są gotowe układać z oprawcami, by nie zostały odłączone. Każdy w momencie ostatecznego końca woli go uniknąć, wyjątek stanowią osoby, które gotowe są umrzeć w imię wyznawanych wartości. W wypadku tych dziewczyn nie można o czymś takim mówić, gdyż większość życia spędziły w laboratorium. Wszelkie wyjście poza jego teren jest odstępstwem od szarej codzienności, w której muszą się nawzajem wyniszczać, bądź godzić się na okrutne eksperymenty, by móc dalej żyć. Nanami vel manipulator świadomości nie była zła, wykonywała polecenia, a przy tym chciała się nacieszyć wolnością. Każda czarownica, opuszczająca laboratorium na swój sposób wykorzystywała ten czas, chyba, że była maszynką do zabijania. Mimo wszystko skłaniałbym się ku tezie, iż w większości przypadków próbowały się przystosować do społeczeństwa, zaistnieć w nim,a nie być skazanym na potępienie wytworem.
W najlepszej sytuacji znalazły się czarownice uciekinierki, gdyż nikt ich nie chciał ze względu na słabe moce. Zostały wyłączone z systemu, dzięki czemu mogły wieść pozornie spokojne życie do czasu skończenia się tabletek.



Dobrze przemyślanym chwytem dla mnie było też dążenie Ryoty do odkrycia, czy Kuroha Neko, to Kuroneko, scena w anime nie oddaje klimatu z mangi, gdyż pominięto Kazumi. Z całej serii została najbardziej poszkodowana, bo mimo pozornie niskich pobudek – chęć seksu przecież taka trywialna, to jej życie wisiało na włosku, nie chciała umrzeć, jako dziewica, chciała mieć chłopaka, ale upatrzyła sobie niewłaściwą osobę. W mandze różne wątki były rozszerzone, tak więc i jej zboczenie nie wydawało się przesadzone. Nie oszukujmy się, każdy ma  w sobie zboczeńca. Pod maską wylewności kryła się delikatna istota, co wielokrotnie pokazała. Dla mnie najciekawsza postać z serii, szkoda, że jest traktowana pół żartem, pół serio.



Na pewno postać profesora, przyjaciela i wuja Ryouty zasługuje na parę linijek, o ile w anime to dobry, inteligentny człek, to w mandze zdecydowanie się wyłamuje z tej konwencji. Długo nie dowierza w magię, potrzebuje dowodów na to, iż to nie jest jakaś młodzieńcza fantazja z czarami. Poza tym spodobały mi się gagi z jego udziałem, odnośnie tego, że ze względu na chorobę lokomocyjną wszędzie chodzi pieszo. To było rozbrajające. W każdym razie był z niego niezły kombinator.
Scena z Ichijitstu i Kotori też jest inna, ale te nagromadzenie zagadek i ujście zostało dobrze podane. Akcja trzymała w napięciu, ciągłe unikanie śmierci, przepowiednie, walka o przetrwanie, oklepana przyjaźń ładnie się komponowały, dając całkiem przyzwoitą całość, mimo pominięć wątków pobocznych, które mogłyby zaciekawić widza. Wierzę, że zostaną te kwestie rozwiązane.
Reasumując seans z tym anime jest zadowalający, ale jak miałem w przypadku filmu „Musimy porozmawiać o Kevinie”, warto przyjrzeć się pierwowzorowi, gdyż pewne sceny mogą nabrać zupełnie innego znaczenia i całość zyska przez to w naszych oczach nową, lepszą jakość. Pozostaje nadzieja na to, że powstanie drugi sezon, a jeśli nie to pozostaje cieszyć się mangą, gdyż potrafi zaskoczyć.


W ramach ciekawostki dodam jeszcze, że jest sporo nawiązań do kultury niemieckiej, w mandze są nawet sugestie, iż to Niemcy zainicjowały tę machinę destrukcji.

Ocena anime: 8,75 (wielkie zagmatwanie, świetne openingi, Risa Taneda w ED, dobre zarysowanie postaci czarownic)

Ocena mangi: 10 (Kazumi taka biedna, Kana urocza, Neko świetna po walce z Valkyrią, gagi świetnie się komponują z powagą, ukazują różne aspekty codzienności)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz